Islandia, położona na północnym Atlantyku, tuż za kołem podbiegunowym, to kraj zimny, surowy i wymagający — ale też taki, z którego rodzą się autentyczne, pełne mocy historie.
Egill i Hulda to dwoje profesjonalnych biegaczy, urodzonych i wychowanych w tym niezwykłym środowisku. Mieszkają i trenują na Islandii, co oznacza, że to, co wielu uważa za ekstremalne — lodowate wiatry, dramatyczny krajobraz i trudne warunki — dla nich jest po prostu codziennością.
W Diadora wierzymy, że ich pasja i determinacja mogą inspirować biegaczy na całym świecie, pokazując, czym naprawdę jest konsekwencja i codzienne podejmowanie wysiłku. Dlatego właśnie zdecydowaliśmy się opowiedzieć tę historię — historię wytrwałości, odporności i głębokiej więzi z islandzką ziemią. Wyposażeni w Nucleo 2 GR, Vigore 4, FIBRAZERO Winter Pack oraz STRATOZERO, pokazali nam, czym jest prawdziwe mierzenie się z wyzwaniami — bez względu na porę roku.
Jak odbieracie zależność między islandzką pogodą a bieganiem? Traktujecie ją bardziej jako wyzwanie czy jako szansę?
HULDA: To zdecydowanie mieszane uczucia — czasem kochasz, czasem nienawidzisz. Czasami bywa naprawdę ciężko — na Islandii potrafią wiać bardzo silne wiatry, a kiedy wiem, że czeka mnie długie, wymagające wybieganie w złych warunkach, potrafię stresować się tym przez cały dzień. Mimo wszystko ta pogoda potrafi też działać na korzyść. Żeby osiągnąć założone tempo, musisz dać z siebie znacznie więcej, a czasem wiatr pomaga i po prostu niesie cię szybciej. Moja dewiza? Pogoda zawsze jest lepsza, niż się wydaje.
EGILL: Zdecydowanie jedno i drugie. Prawie za każdym razem, gdy wychodzisz z domu, pogoda czegoś od ciebie wymaga. Wiatr nie interesuje się twoim planem treningowym, a śnieg nie czeka, aż znajdziesz motywację. Bywają dni, kiedy biegniesz prosto pod podmuchy, które prawie cię zatrzymują, albo w boczny wiatr, który wybija z rytmu każdym krokiem. Z czasem przestajesz z tym walczyć. Myślę, że zimno i wiatr budują w islandzkich biegaczach prawdziwą twardość. Jeśli potrafisz trenować przez islandzką zimę, zyskujesz pewność, która przenosi się również na inne aspekty życia — nie tylko bieganie i trening.
Co dla Was znaczy bieganie w tak dzikiej, nietkniętej naturze?
HULDA: Z biegiem lat coraz bardziej nauczyłam się to doceniać. Jestem tak przyzwyczajona do tej przyrody, bo dorastałam w tym niezwykłym kraju — bawiąc się na skałach uformowanych z lawy, która czasem pojawia się nawet w ogródkach naszych domów, i obserwując zorze polarne zimą. Z czasem zdałam sobie sprawę, jak niesamowite i rzadkie jest to doświadczenie. Uwielbiam wychodzić w tereny poza utartymi ścieżkami, które są praktycznie na wyciągnięcie ręki od naszego domu, żeby oczyścić głowę. Muszę sobie przypominać, żeby nie brać tego za pewnik — mieszkanie w takim miejscu to prawdziwy przywilej. Choć pogoda potrafi być ekstremalna, te chwile wynagradzają wszystko.
EGILL: To trochę jak darmowa terapia. Bieganie w pojedynkę, w żywiole, pozwala albo się wyładować, albo naładować energię, w zależności od tego, czego potrzebujesz danego dnia czy tygodnia. Nie ma muzyki, nie ma ruchu ulicznego, nie ma powiadomień — jesteś tylko ty, teren i czasem pojedynczy ptak, który zdaje się oceniać twoją technikę. Jest tak cicho, że zaczynasz zauważać wszystko: oddech, dźwięk butów na śniegu, jak absurdalnie głośna jest twoja kurtka… A czasem, pośrodku niczego, oblepiony śniegiem i lodem, po prostu musisz się roześmiać i pomyśleć: „Kto w ogóle robi to dla zabawy?”
Jak wiatr wpływa na Wasz styl biegania i strategię treningową?
HULDA: Jak wspomniałam wcześniej, wiatr może być wyzwaniem, ale też bardzo satysfakcjonujący. W dni ciężkich treningów często nie chcę biec z wiatrem w plecy, bo czuję się, jakbym oszukiwała. Dlatego, kiedy tylko mogę, wybieram trasę pod wiatr. Podczas łatwych biegów zwykle przemierzam wody i jeziora w Heiðmörk, żeby mieć zrównoważony kontakt z wiatrem w trakcie całego biegu.
EGILL: Nie da się pokonać wiatru, ale można go wykorzystać. Czasem planuję trasę właśnie pod kątem wiatru — zaczynając bieg pod wiatr i kończąc z wiatrem w plecy, albo odwrotnie. To prosty sposób, żeby symulować sytuacje wyścigowe: trudny start albo wymagające finisz. Nie będę kłamał… czasem zdarza mi się krzyczeć do wiatru: „Dlaczego tak mocno wiejesz?” Może niemal zatrzymać cię w miejscu albo zamienić łatwy bieg w prawdziwą walkę, jeśli próbujesz się z nim siłować. Dlatego staram się traktować wiatr jako okazję do budowania siły i koncentracji psychicznej.
Jaki macie stosunek do odzieży technicznej? Czy z czasem wypracowaliście konkretny sposób ubierania się, by radzić sobie z zimnem, wiatrem czy trudnym terenem?
EGILL: Podczas islandzkiej zimy sprzęt to nie dodatek — to kwestia przetrwania. Szybko uczysz się, że jeden zły wybór warstw może zamienić łatwy bieg w brutalne doświadczenie. Dla mnie niezbędna jest wiatro- i wodoodporna kurtka. W głębokiej zimie — wełniane rękawiczki, bo to ręce pierwsze odczuwają chłód. I przede wszystkim — warstwy, którym mogę ufać, że „oddychają”, kiedy mocno się wysilam. Nie potrzebujesz dużo, tylko odpowiednich elementów, które pozwalają zapomnieć o zimnie i skupić się na biegu.
HULDA: To naprawdę ważne, żeby ubierać się odpowiednio do warunków pogodowych — nie tylko po to, by nie zmarznąć ani się nie przegrzać, ale też by uniknąć kontuzji. Czuję, że jeśli nie mam odpowiedniej odzieży, mięśnie sztywnieją, a ryzyko naciągnięcia mięśnia rośnie, zwłaszcza podczas ciężkiego treningu. Trzeba być przygotowanym, bo pogoda w trakcie biegu bywa naprawdę nieprzewidywalna. Możesz wyjść na trening w słońcu, a skończyć w ulewnym deszczu.





Jakie jest Wasze najbardziej pamiętne doświadczenie, dobre lub złe, podczas biegania w ekstremalnych warunkach pogodowych?
HULDA: Pamiętam szczególnie półmaraton, w którym brałam udział w sierpniu 2022 roku. Tego dnia wiał naprawdę silny wiatr. Biegliśmy wzdłuż morza, pod wiatr, i miałam wrażenie, że w ogóle się nie ruszam! Spojrzałam na zegarek, zobaczyłam tempo i pomyślałam, że mój bieg jest skazany na niepowodzenie. Ale potem nadszedł punkt zwrotny — wiatr zaczął mi sprzyjać i dosłownie „poleciałam” do mety z wiatrem w plecy.
EGILL: Bywały momenty, kiedy pytałem siebie: „Po co ja tu w ogóle jestem? Czy to jeszcze bezpieczne?” Ale wtedy po prostu dostosowujesz się i koncentrujesz się na tym, by przetrwać. Takie chwile miałem wiele na Esji, górze niedaleko Reykjavíku, a także w moim rodzinnym Akureyri na północy Islandii. To był poranek w Boże Narodzenie i miał to być spokojny jogging — około -20°C, lekki wiatr, w teorii w pełni do opanowania. Ale po kilku minutach zimno zaczęło przenikać każdą warstwę ubrań. Musiałem zawrócić wcześniej, kompletnie zamarznięty. Brwi, rzęsy i broda pokryły się grubą warstwą lodu. To nie był tylko bieg, lecz czas przetrwania.
Jak przygotowujecie się do biegu i regenerujecie po nim w ekstremalnej islandzkiej pogodzie? Jakieś szczególne rozgrzewki lub nawyki regeneracyjne?
HULDA: Jeśli pogoda jest kiepska, wolę po prostu wyjść od razu, bez zbędnego myślenia, bo im dłużej patrzę przez okno, tym bardziej się boję. Przed ciężkim treningiem zwykle słucham głośnej muzyki, żeby się wprowadzić w nastrój. Po biegu uwielbiam odwiedzać nasz lokalny basen. W Islandii panuje taka trochę „kultura basenowa” — w samym Reykjavíku mamy około 20 basenów, gdzie zazwyczaj są gorące wanny, baseny do pływania, sauny, łaźnie parowe, a niektóre mają też sauny na podczerwień.
EGILL: Zimą staram się nie komplikować. Jeśli się wahać, już przegrywasz. Po prostu ubieram się i wychodzę za drzwi. Kiedy zaczynasz się ruszać, jest już w porządku. Im dłużej stoisz i myślisz o zimnie, tym gorzej. Potem staram się jak najczęściej wpaść do gorącej sauny — najlepiej z kilkoma przyjaciółmi lub innymi biegaczami. To nie tylko regeneracja; to też moment, żeby się spotkać, pogadać o tym, jak poszedł bieg, jak minął tydzień, ponarzekać trochę na pogodę i pośmiać się ze wszystkiego, co poszło nie tak. Trochę jak klub towarzyski albo nieformalna terapia grupowa — tylko z większą ilością pary i mniej kontaktu wzrokowego.
Niedawno testowaliście nową zimową linię Diadory — jak się sprawdziła?
EGILL: Odzież spisała się świetnie. Poradziła sobie w prawdziwych islandzkich warunkach bez żadnych problemów. W dniu sesji było zimno, wietrznie i wymagająco, ale czułem się ciepło, nie przegrzewając się — dokładnie tego oczekujesz od zimowego sprzętu. Buty, które testowałem, były miękkie i bardziej nadają się na spokojne treningi niż na dzień wyścigu. Jednym z elementów, który naprawdę mnie zaskoczył, była opaska na głowę. Doskonale blokowała wiatr i trzymała się cały czas, co nie zawsze się zdarza. Czasem to najmniejsze rzeczy robią największą różnicę w terenie.
HULDA: Bardzo mi się podobało. Na pewno nadaje się do islandzkich warunków, ale też w innych sytuacjach. Kurtka była jak tarcza przed wiatrem, a buty trzymały stopy ciepłe, były stabilne i lekkie jednocześnie. Biegałam po trasach poza utartymi szlakami i uważam, że sprawdzą się zarówno na drogach, jak i w terenie. Ogólnie rzecz biorąc, ubrania były wygodne i dawały mi pewność siebie.
Autor: DIADORA


